środa, 19 października 2011

Rany, tutaj są zwierzęta - akt czwarty (nie wiadomo czy ostatni?) Bazyl. Odsłona pierwsza.

No tak Bazyl ... A z tym huncwotem, to sprawa skomplikowana.

   Ponieważ żyliśmy sobie z Brego, to Toluś zaangażował się w forumowo-labradorowe kwestie i jakoś tak trafił na kolegę Bazyla, biszkoptowego labradora, który szukał domu. Przebywał w domu tymczasowym, a potrzebował czegoś na stałe. Któregoś wieczoru usłyszałam od Tolusia: "Co byś powiedziała na drugiego psa?" i pokazał mi Bazyla. Na zdjęciu Bazyl wyglądał jak pies z najszerszym uśmiechem świata, a jednocześnie z niezłym zajobem w oczach. Po szeroko zakrojonych dyskusjach postanowiliśmy przygarnąć Bazyla.
Bazyl przebywał u wspaniałych ludzi, którzy na co dzień pomagają pieskom, ale ponieważ pomagają już bardzo mocno i  intensywnie, nie byli w stanie zatrzymać również jego.
Odbyliśmy wizytę "przeciwadopcyjną", przeszliśmy badanie pozytywnie i pozwolono nam  pojechać po Bazyla, a jak się sobie spodobamy, to wrócić już razem do domu.
Niezwykłe było to, że wszyscy ludzie zaangażowani w pomoc zwierzakom, których przy tej okazji poznaliśmy, kibicowali nam przez cały czas. Rozstanie z Bazylem zostało opłakane, bo dobrzy ludzie zdążyli go już pokochać.

   Historia Bazyla należy do tych z gatunku niewesołych i niestety zbyt częstych. Ktoś wymyślił sobie, że labrador może być psem stróżującym i to w dodatku trzymanym na łańcuchu. Karmiony natomiast być nie musi, albo rzadko i byle czym. Dobrzy ludzie zabrali więc Bazyla, podleczyli, zaszczepili, pokochali i, choć trudne są rozstania, zaczęli mu szukać nowego domu.
   Bazyl był chudy jak, nomen omen, pies. Prezentował cały garnitur żeber. A jak się dowiedzieliśmy, to i tak wyglądał już nieźle, w porównaniu ze stanem, który prezentował zaraz po zabraniu z łańcucha. Sierść zaczęła mu już odrastać po tym, jak wymagała wygolenia, bo była pozaklejana smołą. Usposobienie Bazylek objawiał wesołe, ale widać było, że świat go przeraża, socjalizację ma na poziomie zero i taki wewnątrz ładunek lęku i innych emocji (czy to pozytywnych, czy negatywnych), że wszystko praktycznie wprawia go w stan "zaraz rozpadnę się na malutkie kwadraciki". Wszystko przez to, że z perspektywy łańcucha nie da się poznać świata. Brak możliwości poznawania świata (w tym innych psów) i rzadki i powierzchowny kontakt z człowiekiem, nie uzbroi psa w pewność siebie, która pozwala mu nie bać się ciągle o własne życie. Pies nie posiada gradacji w baniu się. To zawsze jest ostateczne - "zaraz umrę", a to może skończyć się agresją.
O ile Bazyl całkiem dobrze radził sobie ze sobą w domu - na zamkniętej przestrzeni - nawet przecież w towarzystwie innych psów, o tyle na dworze zmieniał się nie do poznania. Formalnie Dr Jekyll i Pan Hyde.

   Zabraliśmy Bazyla do domu. Byliśmy pełni obaw. Czy Brego, Zośka i Miss Fridrikson dadzą sobie radę spotykając Bazyla i czy poradzi sobie Bazyl???

   Ale o tym, że początki bywają trudne, za to koniec nie jest żałosny, w odsłonie drugiej.

Posted by Picasa

2 komentarze:

  1. Hej, zajrzałam do Ciebie, bo mi się ręka u Moniki obsunęła i jakoś klik na twojego nicka. Tak musiało być. Poczytałam o Twoich zwierzakach i oszalałam. Ja też chciałam kota, psa i może razy dwa, ale nie pomyślałam i wzięłam najpierw psa i to Jacka Russella, za długo był sam i to kota, innego psa pewnie też, raczej wyklucza. To sobie chociaż u Ciebie poczytam

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi bardzo, że do mnie zajrzałaś. Zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń