piątek, 9 grudnia 2011

Z całego serca życzę: zejdźmy na psy.



- Grzesiu poszukaj kapci.
Pies biegnie jak obłąkany w poszukiwaniu tychże. Znajduje jednego kapcia i przynosi mi go. Siada przede mną zadowolony z dobrze wykonanej pracy i wypuszcza kapcia z gęby.
Zakładam kapcia na stopę, daję psu smakołyk i mówię - Przynieś drugiego.
Grzesiu z animuszem superbohatera znów wyrusza na ekspedycję ratunkowo-poszukiwawczą. Nie ma go wybitnie długo. Wielu miejsc do przeszukania to on nie ma - ot mieszkanko w bloku z wielkiej płyty. Wraca z niczym. Stoi przede mną w napięciu i patrzy. Potem odwraca głowę i znów wyczekująco się we mnie wpatruje. Myślę sobie aha, komunikat brzmi - Tak, tak, tak przyniosę, przyniosę, bardzo chcę, ale on jest TAM, musisz iść ze mną!


Ruszam za Grzesiem, jednokapciowo kuśtykając. Grześ cały czas się ogląda i sprawdza, czy aby na pewno idę. Idę. Grześ prowadzi mnie do sypialni, wali się na podłogę jak Kolumna Zygmunta, że tylko mu łokcie chrupią i wkłada łeb pod łóżko, bo więcej mu się nie zmieści.
A więc tam się podziewa kapeć. Walę się na podłogę obok Grzesia i zaglądam pod łóżko. Kapeć jest, ale jest tam jeszcze jeden skarb - pod łóżkiem utknął Bazyl. Biedaczek siedział tam cichutko i nawet nie jęknął, no szczeku skargi.
Jedynym sposobem uwolnienia Bazyla jest podniesienie łóżka, co niniejszym czynię. Bazylek lekko się unosi i ostrożnie wyczołguje.
Matko, żebyście widzieli radość obydwu z ponownego spotkania. Jakby się lata nie widzieli. Grześ szczęśliwy i dumny, Bazyla rozpiera energia cudem ocalonego. Jak w brazylijskim serialu - brat, który obudził się po latach leżenia w śpiączce, powraca.
Ocalenie Bazyla ważna rzecz, ale Brego przytomnie nie zapomina uratować także kapcia. Unosi go z podłóżkowych czeluści jak Orfeusz Eurydykę.
W blasku słońca, przy wtórze ptasich treli, z radosnymi uśmiechami (ja) i roztańczonymi ogonami (chłopaki) biegniemy do kuchni, bo tam nagroda czeka za dzielność i wierną przyjaźń - KURZA ŁAPA! - dla ratowanego i dla ratownika.

Przypisy:

sypialnia - pomieszczenie  o wielkości kabiny w szalecie publicznym, powstałe przez podzielenie jednego kiszkowatego pokoju (w którym na jednej najdłuższej ścianie znajdują się dwa okna, a na drugiej drzwi - spróbujcie coś tam postawić, żeby za łeb nie darło i nie stało koniecznie na środku) na dwa przy pomocy specjalnie na tę okoliczność zaprojektowanego regału na książki. Powstałe w ten sposób kwadraciki otrzymały przeznaczenie jeden do spania, drugi do roboty. Sypialnia wypełniona jest szczelnie łóżkiem (jedna z dłuższych krawędzi przylega do ściany, do ścian przylegają również: wezgłowie i tzw "w nogach"). Zostaje tylko tyle miejsca, żeby spuścić z łóżka stopy i wstać.

kapcie - przedmiot, którego nie używałam, bo lubiłam łazić po domu boso, dopokąd nie pojawiły się psy. Teraz z kolei nie lubię owłosionych na biszkoptowy blond skarpetek. Są to lacie typu "plażowy-turystyczny", kupione, jak przypuszczam, na straganie w Chociwlu za 10 złotych polskich, rozmiar 45, skrócone przez wielokrotne, umyślne nadgryzienie (sprawca ujęty, ułaskawiony), w posiadanie których weszłam na drodze krętej, niezwykłej i skomplikowanej, o czym nie teraz.

kurza łapa - przedmiot o niezwykłej mocy sprawczej - działa jak zaklęcie, na hasło"kurza łapa" psy zajmują wyuczone miejsca we wzorowym siadzie i nieruchomieją w pełnym napięcia oczekiwaniu; obiekt marzeń i westchnień, powód sztywnienia psiego karku od zadzierania głowy i wpatrywania się z nadzieją i uwielbieniem  w pudełko leżące na górze kuchennej szafki. Cudowna, podwędzana, suszona nóżka kurki. Powód absurdalnych myśli o potwornej ilości kulawych (czy wręcz beznogich) przedstawicieli drobiu domowego, którzy jawią mi się jako okaleczeni weterani wojenni (tak jakby - ta bardziej pożądana - reszta ich ciała była żywa, a nie dawno uśmiercona i skonsumowana w tej, czy innej formie, w której to konsumpcji i ja mam swój udział).


5 komentarzy:

  1. U nas jest tak samo, tylko całkiem inaczej:))))
    No...bo u nas jest zamiast 'kapcia" - "paputek", a kurze łapki wymieniliśmy ostatnio na suszone świńskie ryje - urocze:)no i jesteśmy trójkolorowi, dwupłciowi i nie ma u nas takich dłuuuugich nosów. Sierść natomiast jest, zastanawiam się nawet czy nie dałoby się jej jakoś wykorzystać. My zeszliśmy na psy lata temu i tak nam zostało do dziś:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z sierści kaukaza moja znajoma robiła cieplutkie sweterki i wypychała sierścią poduszki, ale boksery i labradory to nie kaukazy. Trzeba sprawę dogłębnie przemyśleć. Polecam sierść moich chłopaków na drzazgi, wbita w palec działa tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, wiem...ostatnio usiadłam w cienkiej bieliznie na kanapie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Na mojego psiaka działa tak Frolic, to niby jedzenie, ale dla mojego psa, który pozywia się Eukanubą, to jest przysmak w nagrodę. Też mi kapcie przynosi, żeby dostac nagrodę. Kłopot w tym, że najpierw je kradnie, żeby potem mi je przynieść

    OdpowiedzUsuń
  5. Cwana gapa. Umie się chłopak zorganizować. Porwanie i okup. Moje patałachy też przepadają za mięciutkimi Frolicami.

    OdpowiedzUsuń