czwartek, 20 października 2011

Rany, tutaj są zwierzęta - akt czwarty (nie wiadomo czy ostatni?) Bazyl. Odsłona druga.

   Wieczorem stanęliśmy z Bazylem w domu. Brego, jako pies towarzyski, był zachwycony pojawieniem się Bazyla. Od razu rozpoczął zaproszeniem do zabawy, obskakiwaniem, podgryzaniem i ... pojawił się problem. Bazyl nie rozumiał komunikatów, nie potrafił się bawić. Dla pewności, że nic złego między "chłopakami" nie zajdzie Toluś nie spał całą noc mając tzw. baczenie. Bazyl był spokojny, trzymał się jednak z dala od Brego, tyle że Brego miał problem, żeby trzymać się z dala od Bazyla. Noc przebiegła na szczęście spokojnie.
Następnego dnia postanowiliśmy wyjść z psiurami na wspólny spacer.
Trzeba tu zaznaczyć, że Bazyl kompletnie nie umiał chodzić na smyczy, po wyjściu na dwór zachowywał się jak diabeł tasmański, ciągnął tak, że wyrywało nie tylko ręce, ale całą obręcz barkową. Wszystko prowokowało go do panicznego szczekania i napierniczania "orbitek", czyli kręcenia się wkoło na smyczy, zupełnie jak wcześniej na łańcuchu.
Idziemy (spacer równoległy), ja z Bazylem cudem nie biegnę, aż po jakimś czasie, mimo że trzymamy pieski w sporej odległości od siebie, te wspinają się na tylne łapy, jeżą sierść i dawaj z mordami na siebie. Jazgot jakich mało. Wróciliśmy do domu. I wtedy ... cud! Tak się na siebie wykrzyczeli i wytupali w tym jednym wybuchu, że po powrocie do domu Bazyl zaakceptował Brego całkowicie. Zaczęli się bawić. Bazyl stopniowo poznawał reguły. Psy radośnie galopowały po mieszkaniu, wywracały koziołki, podgryzały się, wylizywały, a w końcu zasnęły przytulone do siebie.



   Miss Fridrikson, bezpieczna w swojej klatce, interesowała Bazyla bardzo i miało się wrażenie, że w celach konsumpcyjnych. Zresztą do dziś Bazyl nie radzi sobie z przesadnym zainteresowaniem, dlatego nie narażamy ich obojga na bezpośrednie spotkania.
Za to jazda była z Zośką.

   Zośki - królowej, pani na włościach i totalnej uzurpatorki - nagle ktoś, bezceremonialnie, chce pozbawić korony, goniąc ją chamsko po całej chałupie, i to nie zważając na nic i na nikogo.
Brego znał podział "kondygnacyjny", Bazyl nie, więc gonił Zośkę - skoro ta ucieka - po kanapach, parapetach, kwiatach, szafkach i co tam jeszcze w domu mamy. Brego, zachęcony wyczynami Bazyla, zaczynał po czasie głupieć i wspomagać Bazyla w jego wysiłkach dopadnięcia Zośki. Armagedon!!!!
Nie pozostało nic innego jak, dla dobra ogółu, skazać Zośkę na czasową, jednopokojową banicję. Jedzenie, picie, kuweta (i inne dobra) w jednym miejscu dopóty, dopóki nie nauczymy Bazyla o co biega. Bazyl oswajał się z zapachem Zośki, wpadał na krótkie, kontrolowane wizyty,  nauczył się podziału "pieski na dole, kotki na górze, a jak kotki na dole, to też nic" i dziś jest bosko.
   Bazyl mógłby wystąpić w programie "Totalne metamorfozy", tak zmienił się od czasu pojawienia się u nas. Staramy się dać mu poczucie bezpieczeństwa, czułość, spokój, wyciszać go i tonować, żeby mógł radzić sobie ze swoimi emocjami, co nie znaczy, że przestał mieć "trzaski". Obawiam się, że niektórych rzeczy nie da się już naprawić, co sprawia mi ból o tyle, że widzę jak on się męczy. Ale stale pracujemy.
Bazylek, z psa o dzikowatej szczecinie, zmienił się w mięciutkiego labradorka. Zmienił mu się nawet wyraz pyska, zniknęło z niego sporo obłędu. Ale nadal poznawanie innych psów wymaga dużo pracy. Z kilkoma się udało. Bazyl ma też dwie koleżanki. Radzi sobie.
Psi duecik dorobił się kilku pieszczotliwych określeń: "chłopaki", "owłosione strucle" albo " owłosione parówy" zależnie od okoliczności.
Są świetni, a na długich, wspólnych, leśnych spacerach współpracują ze sobą perfekcyjnie.
   Powroty do domu są boskie. Pod drzwiami czeka cała delegacja - od lewej Brego, w środku Zośka, a po prawej Bazyl.
A w ładne dni na balkonie siedzi cała trójca. Z ust przechodniów słychać: " Zobacz jaki ładny pies. O ... drugi pies!!! Ooooo .... i kot??!!! Niesamowite!!!".
Mamy wesoło i nie mogę obiecać ani sobie, ani nikomu innemu, że na tym się skończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz