poniedziałek, 5 listopada 2012

Uroboros.

    Od dziecka chciałam mieć ogon. Raczej nie rozpatrywałam za i przeciw, czy to wygodne, przydatne, czy ogon marznie na mrozie itp., po prostu chciałam mieć i już. Żeby tak pomachać wesoło, muchy odgonić, pogmerać w kudełkach. Ogon to malsymalnie fajna rzecz. Wyobrażałam sobie jak będzie kląć moja Mamełe, której przyjdzie wycinać dziurki w ubraniach, żebym mogła wystawić ogonek. Bardziej chyba o tym myślałam jakimi fikuśnymi wzorkami można takie dziurki obrabiać. Może z powodu chęci posiadania własnego ogona szukałam przyjaźni z " ogoniastymi" i sprowadzałam do domu wszelkiej maści zwierzaki z błaganiem: " Mamo zrób im kanapkę". Wiedziałam, że i tak nie pozwoli mi żadnego zatrzymać. Długo przyszło mi czekać na "ogoniastego" przyjaciela. A dziś ... Od kilku tygodni w remoncie (domiszcze moich rodziców). Czuję się jakbym zjadała własny ogon. Nie wydaje się już taki fajny ten ogon, kiedy sam wpycha się do mordy. Zmęczenie daje znać o sobie. Praca, po pracy remoncik, własny dom ... już boli.

4 komentarze:

  1. no tak, w dziecięctwie życie wydawało mi się fajowe, zabawne i pozbawione zła... Ech

    miłego na dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro teraz jest trudno, to potem będzie łatwo i przyjemnie ;)
    Zobaczysz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz ogonek wydawac sie moze uciążliwym być, bo niewygodny, bardziej kudłaty niż w ustawie przewidziane było. Ale przecież znów będą momemty, kiedy zacznie merdać wesoło, a nie pchać się do mordki zmęczonej. Dlatego właśnie nie rezygnuj z ogonka :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam wrazenie, ze ten ogon czasami mam. I na dodatek jakis taki wyjatkowo ciezki, na plecy zarzucam, garbie sie....no...albo przycinam sobie drzwiami. A kiedy jestem szczesliwa i macham, to on zaraz uderza o sciany. Ech, z ogonkiem czy bez, bywa czasem nielatwo....

    OdpowiedzUsuń