środa, 9 listopada 2011

Mięsożerca względny, czyli nie samym mięsem pies żyje.

 

   Przede wszystkim Pani Kamila. Jest to osoba o niesamowitym tembrze głosu, chrapliwo-skrzekliwym, ale w taki sposób, który zupełnie nie drażni, za to jest rozpoznawalny w każdej sytuacji i z każdej odległości. Osoba tak naturalna, spontaniczna, serdeczna i otwarta, że nie ma możliwości, żeby jej nie lubić. Pani Kamila sprzedaje w budce warzywa i owocki. 
   Zaczęło się od tego, że na niektórych spacerach zachodziliśmy z Brego do Pani Kamili, a to zakupić psu marchewkę, a to jabłuszko czy ogórka. Brego w zapamiętaniu i szczęściu pochłaniał pod budką zakupiony smakołyk, wzbudzając przy tym ogólną sensację: "Patrzcie pies je marchew (jabłko, ogórka, banana)!!!???". 
Służył też jako chlubny przykład i spełniał rolę edukacyjno-motywującą dla małych dzieci, których mamusie w takich sytuacjach mawiały: "Zobacz jak piesek ładnie je jabłuszko, a ty nie chcesz jeść. Teraz już będziesz, tak?". Po wszystkim Gregor siada na dupsko i mówi do widzenia, czyli wydaje z siebie dźwięk pośredni między stęknięciem a szczeknięciem.

Po pojawieniu się Bazyla i on zaczął odwiedzać Panią Kamilę. Bazyl, w odróżnieniu od Gregora, nie lubi ogórków, ale za to ma słabość do pomidorów, reszta jak u Gregora - postulat: marchwi, jabłek i bananów! Obaj lubią też "piłki, piłki", czyli nektaryny, brzoskwinie i śliwki.
Po kilku takich wizytach Pani Kamila sama wypatrywała "chłopaków" i wybiegała z budki rzucając wszystko i wszystkich ze słowami: "Przepraszam, idzie mój ważny klient" i podtykała psom coś z ich repertuaru. Ile się trzeba było nakombinować i naprosić, bo przestała przyjmować zapłatę. 
Powstał psi rytuał i teraz trudno namówić "chłopaków" do ominięcia wizyty u Pani Kamili. Stają w miejscu ze zbolałą miną i patrzą tęsknie w stronę warzywniaka. A w niedzielę obwąchują zamknięte kraty i długo sprawdzają, czy aby Pani Kamila do nich nie wyjdzie. Jedyne co nam pozostaje, to czułym głosem po raz setny im wtedy powtórzyć: "Dziś niedziela, zamknięte, jutro przyjdziemy". Psy lekko wzdychają i pomalutku, oglądając się za siebie, idą dalej. Psi smutek nie trwa na szczęście długo, a zresztą kolejny dzień, to kolejny posiłek, a jakie to jest ważne wie tylko pies, a szczególnie wiecznie głodny labrador.


1 komentarz:

  1. Mój Franiu uwielbia marchew, orzechy, jabłka (ale nie ogryzki), banany i mandarynki, wszystko trzeba mu podawać w kawałkach, a cząstki mandarynek muszę być podzielone na pół, bo on się boi kiedy mu po przegryzieniu pękają w pysku sztrzelając sokiem. I tak - jak jem marchew, muszę ugryźć dla niego kawałek i mu dać, a potem ja itd.

    OdpowiedzUsuń