wtorek, 21 lutego 2012

Pozdrowienia dla Pana Johana.

   Wykonując zgrabny całkiem półobrót cudem uniknęłam ciosu.
Po bliższych oględzinach "spadniętego" skonstatowałam, że to co leciało, wydając z siebie dziwaczne mlaśnięcie, było makaronem typu "nitka" (cholera wie ilu jajeczną), do tego silnie okraszoną marchwią w kawałkach i resztkami kury. Nie minęła dłuższa chwila, jak w ślad za makaronem poleciały kości z tejże kury, kartofelki i coś nieokreślonego a mokrego (pewnie rosół).
Przechadzka po osiedlu, szczególnie niedzielna i poobiednia, jest zajęciem ryzykownym. Balkonów ci u nas dostatek, a praktycznie z każdego lecą na ciebie człowieku przeróżnej maści wytwory kulinarnej fantazji.
Podejmując ryzyko, w imię głębszego niż dotychczas zbadania kwestii walającego się żarcia, przeszłam się dalej i znalazłam: hałdy chleba, zwałowiska: kiełbas, parówek, surówek, obierek z ziemniaków, gotowanych ziemniaków, kanapek, kapusty kiszonej zasmażanej i innych "wiktuałów" w różnym stopniu rozkładu.
Czy ktoś poza lenistwem, brakiem kultury i bezmyślnością zna przyczyny, dla których tak wielu ludzi wyrzuca jedzenie przez okna wprost na osiedlowe trawniki, a przy odrobienie szczęścia swoim współplemieńcom na głowy?
Głodne ptaszki, kotki i pieski?
Nie!


Codziennie widzę narzekania, oburzenie i wściekłość mieszkańców osiedla w momencie, gdy napatoczy się jakiś bezpański Burek. Koty mieszkające w piwnicach są przez jednych dokarmiane (masa plastikowych pojemniczków z jedzeniem) a przez innych trute. Chmary przelatujących gawronów i kawek wzbudzają komentarze, że tego cholerstwa tak dużo, że już nieba nie widać i nastrój jak u Alfreda Hitchocka. A te sroki, to tylko siedzą i mordy drą.
Jest wytłumaczenie, to dla szczurów, żeby się od nas odczepiły, bo tu mają, czego i tak nie przeżrą.
Zbiórki jedzenia dla potrzebujących są nudne, lepiej kupić za dużo i niech się zmarnuje. Karmniki są dla frajerów, wirtualne adopcje zwierzaków ze schronisk, przekazanie 1% podatku na schronisko ... łeee.
Pomyje, śmieci i resztki trafiają na ulice, choć już nie ma na nich rynsztoków. Czy tylko kanalizacja i water closed  chronią nas przed dostaniem w głowę produktami przemiany materii?
Z tego wszystkiego odświeżyłam sobie "Jesień Średniowiecza" Johana Huizinga.
Konkluzja - nowy, bardziej wyszukany sztafaż a mentalność ta sama.
"Wszystkie sprawy życiowe działy się publicznie zarówno w swym przepychu, jak i okrucieństwie" - dziś od tego mamy telewizję, "spośród wszystkich namiętności (...) z reguły występują na jaw tylko dwie: chciwość i upodobanie do kłótni (...), oprócz tego "(...) pieniactwo i żądza zemsty", dalej jest zawiść o stan posiadania i sławę, "okrutna drwina i radość z cudzego nieszczęścia", "tępa rozkosz połączona z jarmarcznymi przyjemnościami".
Właśnie tyle i jeszcze więcej.

2 komentarze:

  1. tak w temacie spadających różności z balkonów:
    raz pewien spragniony mocniejszych trunków średnio dbający i higienę Pan, próbował wysępić ode mnie złotóweczkę, gdy odmówiłam zaproponował, że za pięć minutek dostanę w zamian garść klamerek do bielizny, albowiem rosną pod balkonami i on szybciutko skoczy ich naciąć:DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Od 100 lat powtarzam, że ludzie sie nie zmieniają. Zmieniają się tylko "okoliczności przyrody" dookoła nich. Kiedy jeszcze mieszkałam w blokowni złapałam takie babsko wyrzucające jedzenie na trawe i zapytałam dramatycznie -DLACZEGO?
    - Dla ptaszków! - zaćwierkał babiszon.
    Moim zdaniem ptaszek, który byłby w stanie zjeść taką ilość kapusty z grochem to chyba marabut, ewentualnie sęp na poważnym głodzie.

    OdpowiedzUsuń