niedziela, 19 lutego 2012

No i stało się!

Jako rzekłam stało się!

Dziś Toluś wyszedł na poranny spacer z  Brego.
Długo nie wracają.
W końcu nadchodzą. Słyszę pipczenie domofonu.
Wchodzą do mieszkania.
Toluś wyrzuca z siebie: "Brego się rzucił na niego, poleciał jak strzała, no rzucił się na niego i ... odgryzł mu nos!"

Zamarłam. Połamałam się, posklejałam taśmą i znów połamałam. Co? To niemożliwe! Mój biszkoptowy Miś potworem-kilerem?

Na co Toluś powstrzymując rechot: "Na bałwana, na bałwana się rzucił, ukradł mu nos, bo był przecież rasowo z marchewy!"
Odzyskałam wiarę w psa - żarłok, ale przyzwoity.

Szkoda tylko dzieciaków, które przyjdą obejrzeć jutro swojego kalekiego bałwanka, bo przecież im nie powiem, że nosa nie ma, bo to ostatnie stadium syfilisu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz