piątek, 23 marca 2012

Badania okresowe.

    Telefon z kadr, żebym się  uprzejmie stawiła. Takie telefony nie wróżą niczego fajnego. Idę i dostaję do łapki skierowanie na badania okresowe.
O człowieku (!!!), jak ja tego nie cierpię. Póki co orzeczenie o zdolności do pracy stemplowali mi na trzy lata, ale czas jakoś tak zapieprza, że na okoliczność zrobienia kolejnych badań  doświadczam porośnięcia włosiem zielonym i alergii na powietrze świeże.
Za każdym razem jestem zdziwiona, że co, że znowu muszę tam iść !? Jednak przy okazji wybierania się na wizytę lekarską myślę o tym, że w "pierdolniku" pracowałam kolejne trzy lata - a przecież jak się przyjmowałam, to tylko na jakiś czas, a tu się pozmieniało, porobiło, jakoś tak poszło światu i mnie, mikro i makroekonomii, i cholera wie czemu jeszcze, i nie ma co - jestem tu nadal i ciekawam ile jeszcze takich badań przepękam w tym miejscu.
A póki co kubełek plastusiowy na płyn fizjologiczny i strzykawa pani, która mnie kłóć będzie dla potrzeb sprawdzenia morfologii i odroczenie (mam nadzieję) na kolejne trzy lata.

Tyle było wcześniej na ten temat, a dziś faktycznie na te badania poszłam.
Czekałam cztery godziny, ale to pikuś. Najgorsze, że mi tej zdolności pani doktor nie podpisała!
I teraz to się dopiero zdziwiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz