Oczywiście dałam się przekonać. Pracowaliśmy z Tolusiem niestrudzenie przez kilka dni. Z poświęceniem parzyłam sobie chemicznie skórę dłoni zastygającą pianką montażową i kleiłam kamyczki do finezyjnie formowanego styropianu po to, aby w meblościankowej witrynie powstało terrarium.
Zastygniętą piankę da się usunąć jedynie mechanicznie. Gratuluję każdemu, kto próbował. Peeling okolic łonowych tępymi ostrzami depilatora to przy tym betka. Już nie mówiąc o tym, że przez długi czas trzeba chować łapki za plecami.
Potem do terrarium roślinki, fontanna - bo kameleony nie widzą stojącej wody, inne niezbędne rzeczy i jest.
Razem z Gustawem z konieczności - bo w końcu Gustaw musi jeść - zamieszkały z nami w uroczych, plastikowych pudełeczkach: larwy mączniaka, larwy drewnojada oraz świerszcze. "Jedzenie" zwane paskudnie karmówką też trzeba karmić, dbać o temperaturę, wilgotność. Mam teraz wielu podopiecznych - samych drewnojadów jest ok 500. Niestety w głupocie swojej przywiązuję się i do tych robalków i smutno mi jak któremu się zejdzie. Jedynie pierwotne w swej istocie pożarcie robalków przez Gustawa nie budzi mojego wewnętrznego sprzeciwu.
Tolo chciał mi jeszcze zafundować towarzystwo karaczanów, ale co do tych kolesi, to nie ma mowy, bowiem w stosunku do nich żywię - może nie w skrajnej postaci - ale stanowczo fobię.
Tak ...
A oto Gustaw:
A to domek Gustawa: